czwartek, 17 grudnia 2015

Ranking filmów jedynej słusznej gwiezdnej sagi - STAR WARS


To już za kilka godzin! Minutę po północy masy, rzesze fanów (w tym i ja) usiądzie w fotelikach ze swoimi mieczami świetlnymi oraz z zestawem barowym za zbyt wysoką cenę, by następnie męczyć się 30 minut z blokiem reklamowym, który nikogo nie obchodzi... ALE zanim to nastąpi - ostatnio odświeżyłem sobie wszystkie sześć części sagi. Przeżyłem kilka zaskoczeń, kilka rozczarowań, ale najważniejsze jest to, że ponownie złapałem bakcyla na to uniwersum. Nie przedłużając - zapraszam na mój ranking filmów ze świata Gwiezdnych Wojen.

MIEJSCE VI. ATAK KLONÓW

Atak Klonów to nie tylko najgorsza część Star Warsów, ale także jeden z najgorszych filmów, jakie miałem nieprzyjemność oglądać. To melodramat, ze scenariuszem gorszym od The Room. Na tym w zasadzie mógłbym zakończyć omówienie tej części, ale poznęcam się jeszcze trochę, w pełni zasłużenie zresztą, na "dziele" Lucasa. Główną wadą Ataku... jest reżyseria oraz scenariusz. Czyli innymi słowy, sam George Lucas. Ja nie jestem w stanie zrozumieć, jak tak padaczne dialogi i słaba narracja nie zwróciły niczyjej uwagi. Tak trudno było powiedzieć Christensenowi do Lucasa, że tekst o tym, jak to bardzo nie lubi piasku jest co najmniej pozbawiony rozumu? Ciężko było zauważyć, że pojawienie się Hrabiego Dooku jest totalnie z tyłka wzięte? Nic nie zagrało jak trzeba. Na czele z aktorami, Portman i Christensenem, którzy stali się synonimem porażki Ataku Klonów za sprawą durnych scen między nimi. Jedyne, co jako tako ratuje Attack of the Clones przed kompletnym blamażem, to ostatnie 20-30 minut (tak, nawet mimo postaci Dooku) - bez idiotycznych dialogów, pasujących do paradokumentalnych seriali z telewizji, za to z widowiskiem, które wciąga. 

Plusy:
- ostatnie 20 minut

Minusy:
- cała reszta...

Najlepsza scena:
-
Atak Jedi na siedzibę Dooku

Najgorsza scena:
- Wszystkie między Padme i Anakinem, choć dobrym kandydatem jest też scena śmierci Shmi.

OCENA:
2/10


MIEJSCE V. MROCZNE WIDMO

Rok 1999. Byłem wtedy małym gówniarzem, który nie miał pojęcia co to Jedi czy miecz świetlny, a Ben Kenobi kojarzył mu się jedynie ze sklepem budowlanym OBI. Ale pamiętam, że hype  na nową część Star Warsów był ogromny; z moim bratem szło rozmawiać tylko i wyłącznie na ten temat co dotknęło siłą rzeczy mnie. Efekt? Wszystko co było związane z tym filmem jarało mnie niemiłosiernie (miałem puzzle 1000 elementów z Darth Maulem... oczywiście czas przeszły nie jest tu zastosowany bez przyczyny). Posiadam wiele miłych wspomnień związanych z pierwszą częścią nowej trylogii i cieszyłem się, gdy podchodziłem do re-watcha, mając w świadomości, iż na filmwebie moja ocena Phantom Menace wynosiła 9. No więc wyjawię wam, że dziś to jest 4+/10. Dwie zasadnicze rzeczy składają się na tę niską ocenę - oprawa wizualna oraz scenariusz. Efekty specjalne niemiłosiernie się zestarzały i o niebo lepiej prezentuje się pod tym względem (choć dla laika to może brzmieć paradoksalnie) stara trylogia. W praktycznych efektach moc! Historia i wydarzenia z Mrocznego... w świetle następnych części trylogii prequeli właściwie nie wnoszą zbyt wiele do kanonu i ta część praktycznie mogłaby nie powstać. Co innego, jeśli weźmiemy na poprawkę pewną teorię, o której zrobiło się głośno ostatnimi czasy, a która opowiada nam o tym, jak to Jar Jar Binks miał być najpotężniejszym lordem Sithów. Osobiście jestem wielkim fanem tej teorii i przez nią Mroczne Widmo ogląda się całkowicie inaczej, ale to tylko teoria i wątpię (niestety) by kwestia ta była rozwinięta w VII części. Powracając do meritum, dlaczego jednak ocena 4+? Za pomysły na postacie (Darth Maul, żyd Watto), końcową walkę oraz najlepszy kawałek świata Gwiezdnych Wojen razem z Cantina Song i Marszem Imperialnym - Duel of Fates.

Plusy:
-
desing postaci
- muzyka
- całkiem znośne aktorstwo
- Jar Jar Binks, zakładając, że jest złym charakterem

Minusy:
- Jar Jar Binks, zakładając, że jest dobrym charakterem
- efekty specjalne
- Jake Lloyd
- ugrzecznienie sagi
- słaby scenariusz

Najlepsza scena:
- Darth Maul kontra Qui-Gon Jinn i Obi-Wan

Najgorsza scena:
-
Starcie Gunganów z droidami

OCENA:
4+/10

MIEJSCE IV. ZEMSTA SITHÓW

To, co uważałem 10 lat temu za najsłabszy film nowej trylogii, dziś uważane jest przeze mnie za najlepszy. Dojrzewanie i wchodzenie w dorosłość jednak ma swoje plusy i to nie tylko u mnie - Christensen w tej części jest o wiele bardziej akceptowalny! Wciąż, to poziom ameby, ale chwalić pana, że Revenge of the Sith ma o wiele mroczniejszy klimat i wątek miłosny z poprzedniej części zepchnięto na nieco dalszy plan, by skupić się całkowicie na przechodzeniu Anakina na ciemną stronę mocy. Dzięki temu ograniczono dialogi między nim a Padme (oczywiście, nie całkowicie) i w ogóle sceny z tą dwójką; skutkuje to brakiem większych dłużyzn i lepszym tempem filmu. Mam natomiast duże zastrzeżenia co do prowadzenia postaci Palpatine'a (o Dooku już nawet nie wspominam, bo ten bohater zakrawa o śmieszność). Sceny, w których rozmawia z Anakinem i przeciąga go na ciemną stronę nocy (może poza sceną w operze) są tak cholernie sztuczne, że to mnie boli. Ba, wręcz kiczowate, jak cały Imperator zresztą i jego ciągłe podśmiechujki. Jest złem wcielonym, tak, wiemy i nie musicie tego nachalnie podkreślać. W moim przekonaniu, Zemście Sithów najbliżej do klasycznej trylogii  i mimo nieuniknięcia pewnych błędów poprzedniczek, to wciąż poziom albo i dwa wyżej.

Plusy:
-
mroczny klimat
- walki na miecze świetlne
- muzyka
- generał Grevious

Minusy:
- nie wyzbyto się sztucznego aktorstwa i drętwych dialogów
- epizod hrabiego Dooku i komputerowa głowa Christophera Lee

Najlepsza scena:
- rozkaz 66 wchodzi w życie

Najgorsza scena:
- dialogi między Padme a Anakinem z pierwszej połowy filmu

OCENA:
7+/10

MIEJSCE III. NOWA NADZIEJA


Mam jeden zasadniczy problem z Nową Nadzieją. Mianowicie przejadła mi się przez natłok jej parodii - od Kosmicznych Jaj do Family Guy'a, i trudno mi jest ją oglądać, niestety, bo przewałkowane mam to na wszystkie możliwe sposoby. Wciąż jednak podziwiam tę produkcję; to, jaki wpływ miała nie tylko na rozwój kina, ale również i świat popkulturowy można łatwo zauważyć i dziś. 38 lat minęło, a my wciąż kochamy świat Yody, Luke'a czy Dartha Vadera i lada moment część z nas będzie oglądała kolejny rozdział przygód tych bohaterów. New Hope dostało swego czasu 7 Oscarów (spokojnie na konto powinny polecieć jeszcze Oscary za reżyserię i za najlepszy film), co także świadczy o monumentalnym tytule, jakim Gwiezdne Wojny są. Nowa Nadzieja stanowi swoiste wprowadzenie do historii (zapewne podobnie będzie z Przebudzeniem Mocy), wszystko dzieje się powoli, a Lucas pozwala nam zakochać się w tym świecie. Dopiero w V części twórcy pojadą ostro hardcore'em...

Plusy:
- efekty specjalne
- wpływ, jaki miał ten film na rozwój kinematografii
- świetnie napisani bohaterowie
- muzyka
- humor

Minusy:
- ostatnie 20 minut filmu
- tempo mogłoby być nieco szybsze gdzieniegdzie
- nie jestem fanem talentu Aleca Guinnessa...

Najlepsza scena:
- wizyta w cantinie

Najgorsza scena:
- mizianie się mieczami przez Obi-Wana i Vadera

OCENA:
8+/10

MIEJSCE II. POWRÓT JEDI 

Kocham Powrót Jedi. Uwielbiam całą sekwencję w pałacu Jabby, bardzo lubię Ewoki (i podoba mi się teoria wedle której jedzą ludzkie mięso <3) i zawsze z fascynacją oglądam rozgrywkę psychologiczną między Luke'iem, Vaderem i Imperatorem. Ten ostatni przeplata genialne sceny (You will die...) z takimi, że jego występ można sprowadzić do tego filmiku. Jedyną wadą, jaką posiada Return of the Jedi jest nierówny scenariusz, który mógłby, powinien być lepiej dopracowany (najbardziej lamerska śmierć ever - Boba Fett). Mroczny klimat przeradza się na końcu w bajkę z happy-endem, co mnie osobiście średnio satysfakcjonuje. Bardzo podoba mi się za to proces transformacji Luke'a. W IV odsłonie był ambitnym i ciekawskim dzieciakiem, w V szukającym odpowiedzi padawanem, by w VI części być największym kozakiem galaktyki. Widać tu pewne fazy, podczas gdy z Anakina w nowej trylogii zrobili po prostu niestabilnie emocjonalnego idiotę (pozdrawiam pewną osobistość z castaways.pl). Jeszcze na koniec powiem wam ciekawostkę, że w tej części wstawionych zostało bodajże z 5 tzw. krzyków Wilhelma. Trochę dużo, prawda? 

Plusy:
- pomysł na stwory
- postać Luke'a-badassa
- bohaterowie
- humor
- aktorstwo

Minusy:
- scenariusz miejscami zawodzi
- zbyt sielankowe zakończenie

Najlepsza scena:
- Luke wkraczający do pałacu Jabby

Najgorsza scena:
- to coś z edycji specjalnej... 

OCENA:
9/10



MIEJSCE I. IMPERIUM KONTRATAKUJE

Długo się zastanawiałem, co dać na pierwszym miejscu. Zwycięzca może być jednak tylko jeden i choć serce darzy ogromną sympatią Powrót Jedi, rozum krzyczy Imperium kontratakuje. Nie wiem jakim idiotą byłem, ale żyłem w przekonaniu, że ta część to w 80% latanie w te i we wte po kosmosie. Guzik prawda, głupi byłem. Toć to nie tylko najlepsza część Gwiezdnych Wojen. To prawdziwe dzieło sztuki z masą akcji, głębi i zwrotów fabularnych. Należę niestety do tej większości ludzi, którzy już przed seansem wiedzieli, że Yoda to wielki mistrz Jedi, Han będzie żył w części VI, a Vader to ojciec Luke'a, więc trudno było mnie tu zaskoczyć, ale próbuję sobie wyobrazić, co czuli fani oglądający ten film w kinie po raz pierwszy. Dziś cliffhangery widzimy przede wszystkim w serialach, a to i tak czeka się maksymalnie rok na ich rozwiązanie. W tym przypadku trzeba było czekać okrągłe 3 lata, żeby dowiedzieć się czy a) Han Solo przeżyje i b) co Luke zrobi z faktem, że Vader jest jego ojcem. Naprawdę, powiadam - kwintesencja Gwiezdnych Wojen, uniwersum w pigułce. 

Plusy:
-
zwroty akcji
- bohaterowie
- dialogi
- lokacje
- wątek miłosny Hana i Lei

Minusy:
-
błahostki-drobnostki

Najlepsza scena:
-
walka Luke'a z Vaderem i jeden z najlepszych twistów w historii kina

Najgorsza scena:
- Luke kontra jego największy strach

OCENA:
10/10


I to by było na tyle. Już jutro zapraszam na recenzję Przebudzenia Mocy, oczywiście z całą masą spoilerów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz