sobota, 12 marca 2011

Mały wpis po długiej przerwie - Lśnienie


Dziś pozwolę sobie na wyjątek w postaci braku plakatu. Zrobię ten wyjątek tylko i wyłącznie ze względu na ten film i tę rolę. Bo nie dość, że film "Lśnienie" jest filmem wyjątkowym, tak kreacja Jack`a Nicholsona jest..Powiem tak, gdyby ktoś zorganizował plebiscyt na najlepszą rolę psychopaty, to pierwsze 3 miejsca zająłby Jack Nicholson za rolę w Lśnieniu. Ale od początku niechaj zacznę, o Jacku Nicholsonie jeszcze wspomnę nie raz, nie dwa.

 The Shining w reżyserii jednego z moich ulubionych reżyserów, Stanleta Kubricka, jest ekranizacją powieści jednego z mych ulubionych pisarzy, Stephena Kinga pod tym samym tytułem. Jack Torrance jest pisarzem, który cierpi na brak weny (ja na szczęście jeszcze nie mam tego problemu). Jego ostatnia praca - nauczyciel - została zakończone po pewnym incydencie. Jack ze swoją rodziną - żoną Wendy i synkiem Dannym - przeprowadza się na okres zimowy do hotelu Panorama, gdzie dostał pracę - jako nadzorca i opiekun hotelu. Rodzina, która ma wiele przeżyć za sobą, z czasem zaczyna odkrywać minusy ich decyzji o przyjeździe tutaj..

Wizja Kubricka a pierwowzór w postaci książki rózni się pod wieloma względami. Jednak jeden aspekt na pewno je łączy - niewyobrażalny klimat. Dawno nie dostawałem takich ciarek czytając książkę tudzież oglądając film. No ale o książce dosyć, napomknę tylko, że King nie był zadowolony z ekranizacji jego jednej z pierwszych książek, więc w 1997 roku wyreżyserował własną wersję, o której napiszę jak tylko się dorwę do niej. Film można opisać samymi superlatywami - genialna reżyseria, świetny poziom aktorstwa, dobry scenariusz, + za wprowadzone urozmaicenia względem książki etc.

Produkcja zachwyca swą realizacją. Co ciekawe, The Shining dostało 2  nominacje do Złotych Malin i ani jednej do Oscara czy Złotego Globu, co w moim osobistym odczuciu jest jedną z największych pomyłek w historii filmowego świata. I tak doszliśmy do mojego ulubionego momentu w tej recenzji - Jack`a Nicholsona i jego roli. Ubolewam nad tym brakiem chociażby nominacji z jego rolę. Czysty geniusz Nicholsona objawia się prawie że w każdej scenie, a już na pewno w każdej scenie ostatnich 20-30 minut. Szaleńczy uśmiech, morderczy wzrok, barwa głosu i tekściki, rzucane z niebywałym spokojem.

Kilka linijek przydałoby się poświęcić aktorom odtwarzających postacie Wendy i Danniego, też tak uczynię, mówiąc iż :
-Shelley Duvall (Wendy), mimo tego że wielu ludziom się nie podoba jej gra, cholernie wzbogaciła ten film i w żadnym wypadku nie widziałbym innej aktorki na jej miejscu.
-Danny Lloyd (Danny) - dzieciak, którego nie da się nie lubić. Jak na swój wiek (bodajże 8 lat) dał taki popis umiejętności aktorskich, że sam Jack Nicholson chyba się nauczył czegoś nowego.

Również muzyka i scenografia, która nadaje niezapomnianego klimatu, są warte pochwalenia.Czy tu są same plusy ? Jedynym minusem są drobnostki, malutkie, mało zauważalne błędy, czasami mało logiczności, ale to naprawdę są malutkie ilości. Radzę oglądać w ciemności, efekt ciarek gwarantowany.

Cóż tu jeszcze powiedzieć? Słów więcej chyba nie trzeba. Trzeba za to zapamiętać z tej recenzji, że film warto oglądnąć, gdyż ponieważ dlatego że:
  • Jack Nicholson
  • Klimat
  • Stanley Kubrick
  • Jack Nicholson
Mistrzostwo w swym gatunku, pozycja obowiązkowa dla nie tyle horroromaniaków, co i zwykłych widzów.

1 komentarz: