Bardzo, ale to bardzo czekałem na ten film i jestem w stanie zaryzykować stwierdzeniem, że na żadną inną produkcję nie wyczekiwałem z takim utęsknieniem jak właśnie na zwieńczenie trylogii o Mrocznym Rycerzu, a było, jest to chyba spowodowane faktem, iż w końcu ktoś przedstawi mojego ulubionego antagonistę, Bane`a, tak jak trzeba (nie wspominam tu nawet o tym antychryście Joelu Schumacherze i jego dziwnych tworach, których nawet David Lynch by się nie powstydził).
Zacznijmy od czegoś lekkiego i przyjemnego (coś czuję, że ta recka będzie kosztowała mnie sporo nerwów), od aktorstwa. Aktorstwo w tym filmie jest tak cholernie dobre, jest na tak cholernie wysokim poziomie, że jak przychodzisz do domu, włączasz Polsat i oglądasz Trudne Sprawy, to od razu bierzesz pistolet do buzi i pociągasz za spust. Największym chyba zaskoczeniem jest pani Hathaway i jej świetna, świetna kreacja Seliny Kyle, która łączy w sobie przebiegłość, seksowność i taką fajną bezczelność. Bale w końcu pokazał, że nie tylko umie mówić basem, ale pokazał kawał dobrego aktorstwa i, no cóż, nawet Keaton mu ustępuje. Caine i jego gra to czysty majestrzyk, który tłumaczy nam, dlaczego Caine jest uznawany za jednego z najlepszych aktorów ever. No i Tom Hardy. Wzbudza strach, respekt, odrazę i nienawiść. Za pomocą gestykulacji i mimiki oraz bardzo specyficznego głosu (bodajże musieli dubbingować jego kwestie jeszcze raz, bo tam jakieś kłopoty ze zrozumieniem były), co tu dużo mówić, stworzył najlepszego Bane`a, ale też udowodnił że ma talent aktorski. Wielu zestawia go z świętej pamięci Ledgerem, co moim zdaniem nie jest słuszne - oboje mieli inne kreacje do zrealizowania, ich postacie miały inne motywy i inne charaktery - nie ma co tu porównywać. Mogę za to ze stuprocentową pewnością stwierdzić i z pełnym przekonaniem, że to, co wyrabia Bane na ekranie, z Jokera zrobi w oczach innych dosłownie klauna. Czyli, jak na razie, Dark Knight Rises jest super. Przejdźmy dalej.
Strona techniczna. Chcę na łamach mojego bloga przeprosić pana Zimmera za to, że nazwałem go cienkim bolkiem klockiem, po tym jak obejrzałem 3 części Piratów z Karaibów pod rząd i zjechałem go za muzykę w filmie, która jest prawie taka sama w każdej części. Hans, muzyka w DKR kopie tyłki i zmienia je na kotlety schabowe. Dodać do tego świetne efekty specjalne, odjąć średni montaż dźwięku (czasami, w scenach walk, odnosiłem wrażenie, jakby odgłosy ciosów były z tych filmów karate z Brucem Lee z lat 60) - dalej in plus, wow, rewelacja, Mroczny Rycerz Powstaje ma już 2 plusy i zero minusów !
A w tym akapicie są spoilery, także proszę uważać. Przyczepię się do scenariusza. Będę bezwzględny, czepiłem się Prometeusza, czepię się nowego Batmana.
Jest dla mnie naprawdę, ale to naprawdę niepojętym, jak po genialnym, doprawdy genialnym arcydziele, jakim była pierwsza połowa filmu, a może i nawet więcej niż połowa, zniszczyć to wszystko w 20 końcowych minut. I może to jest moja wina, od kiedy dowiedziałem się tego cudownego, pięknego dnia, że to właśnie Bane będzie głównym villainsem w ostatniej części Batka, w mojej głowie zagnieździła się myśl - oho, czyli będzie epa, Bane i Batman będą walczyli do ostatniej kropli krwi i pewnie oboje zginą w walce, Batman poświęci życie i w ogóle będzie pro. Ale okazało się, że tak nie się nie stało i może dlatego jestem tak zawiedziony i czepiam się na siłę. Czepiam się twistu z córką Ras`a (czy tylko mi się wydaje, że Nolan poszedł na łatwiznę i trochę skopiował motyw z Batman Begins?), czepiam się że Bane`a załatwiła (a może tylko ogłuszyła ? ciągle się łudzę..) jednym strzałem Catwoman, czepiam się że Talia zginęła w głupiej pozycji, że Gordon nie odniósł właściwie żadnych obrażeń podczas wypadku, że w śmierci Bane`a i Talii nie było żadnej dramaturgii, epickości. Cholernie mi się podobał za to motyw z Robinem, a pierwsza potyczka między Bane`m i Batmanem, moim skromnym zdaniem, jest jedną z najlepszych scen, jakie w życiu widziałem. Szczególnie finisz, w postaci złamania kręgosłupa Nietoperkowi. Chyba po prostu znudziły mnie te wszystkie szczęśliwe zakończenia i miałem nadzieję na coś naprawdę, naprawdę nowego i innego.
Podsumowując. Trudno mi jest jednoznacznie ocenić Dark Knight Rises. Z jednej strony targają mną sentymenty, z drugiej chcę zachować obiektywizm. Jak znam życie, to najprawdopodobniej przesadzam i doszukuję się na siłę minusów i luk w scenariuszu, bo po prostu nie poszło to tak, jak sobie wyobrażałem. Wiem na pewno, że na seansie nudzić się nie będziecie, że te 2h 30 minut zleci wam pieronem. Jest Batman, jest Bane, jest fish fish pasta pasta, więc, co tu dużo mówić - pozycja obowiązkowa, to pewne. A ocena ? Jeszcze się zastanowię.
Właśnie wróciłam:) Zaraz wysmaruję u siebie, co sądzę - moja ocena jest zdecydowanie jednoznaczna, aczkolwiek zgadzam się z Tobą w kilku punktach. Żeby nie spojlerować, bo komentarza nie da się tak ładnie zasłonić jak Ty to zrobiłeś, chodzi głównie o Talię w ciężarówce i Selina-Bane.
OdpowiedzUsuńHardy był nieziemski, Hathaway była niesamowita, Bale był cudowny, Caine fantastyczny... Można tak długo. Mnie cieszy, że w tej części większość aktorów miała swoje długie 5 minut i można się było tym rewelacyjnym aktorstwem porządnie nacieszyć.
Film dopracowany niemal do perfekcji pod względem reżyserii. Masz rację, ponad 2,5h z otwartymi oczami i nawet siku jakoś wytrzymało:D
FILM JEST EPICKI!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNo ta scena w której w której Batman rozwala trochę maski Bane, jego złość i od razu rzucenie się do szaleńczego ataku na Batmana jakby koncentracja wszystkich sił, rozwala tą kolumnę i potem jak leży i jego szklane oczy (gdy Talia mówi) kiedy to dowiadujemy się jaki jest dokładny motyw samego Bane (miłość) mnie rozwalają na łopatki, a Hardy zagrał te dwie sceny obłędnie. Nie wspominając o pierwszym starciu o którym wspomniałeś w recenzji :).
OdpowiedzUsuńJak za dużo spoilerów to spoko usuń post.
Pozdrawiam Celta.
zgadzam się w sumie całaściowo.Zakończenie jest przedziwaczone trochę (motyw z Talią- Nolan, please..czemu znowu Cotiliard gra wkurzającą postać) , ale z kolei pierwsze 2,5 godziny mnie właściwie zmasakrowało i to od pierwszej sceny już. No i Bane rządzi i dzieli. także chrzanić minusy 9/10 się należy :D
OdpowiedzUsuńZ każdym Twym słowem się zgadzam :) ja już wszędzie rozpisywałam się chyba o genialnej muzyce, o fascynacji Bane'm i tym jak genialnym aktorem jest ten przystojniaczek z "A więc wojna". To samo mnie rozwalało, to samo fascynowało, luki też widziałam, ale postanowiłam patrzeć na to z przymrużeniem oka. Ogólnie bardzo mi się film podobał! :)
OdpowiedzUsuńHathaway dla mnie mega pozytywne zaskoczenie. No i Bane to tym razem nie głupkowaty kokso-killer;p.
OdpowiedzUsuńZgadzam się w pełni. Końcówka fatalna i z całym moim szacunkiem dla Nolana, w tym zakończeniu odnajdujemy gigantyczny ukłon pod amerykańskich widzów i przykro, że ostatecznie komercha wzięła górę. Owszem na przykład smaczek z prawdziwym nazwiskiem młodego policjanta całkiem fajny, tylko przedstawiony w sposób zupełnie nienaturalny i niepotrzebny.
OdpowiedzUsuńDla mnie to świetna rozrywka, na pewno nie jest to kiepski film, bawiłem się na nim znakomicie. Ale chociażby do drugiej części brakuje mu wiele. Dla mnie Mroczny Rycerz Powstaje to najgorsza część trylogii (a tym smutniejsze, że miał wszelkie predyspozycje, aby być tą najlepszą), ale i tak wysoki poziom.