Cholernie długo zastanawiałem się, jak dobrze zacząć, dobrze wejść w tematykę seriali na moim blogu. Nie spałem po nocach, próbowałem coś skrobać w moim pamiętniczku, szukałem inspiracji, wynająłem nawet prywatnego detektywa, kupiłem w Mango TV produkt "NicTymNieZrobisz" za 99 złotych i 99 groszy, po prostu robiłem wszystko, aby napisać jakąś inteligentną rzecz inteligentnym językiem o serialach. Jednak okazało się, że nie trzeba było szukać daleko. Tak jak mój pierwszy post na blogu z recenzją Małej Miss był idealny na wejście w branżę, tak uważam iż Lost, serial przez który zacząłem swą przygodę z serialami, będzie idealny na wejście w świat seriali. I nie, inteligentny język i inteligentne pisanie wcale dobrze mi nie wychodzi, wiem.
Lost wszedł na ekrany telewizorów w 2004 roku. Ja usłyszałem o nim jakieś 2 i pół roku później, a dokładniej to oglądnąłem 2 i pół roku później, 3-4 epizody 3 sezonu, zaciekawiło mnie, więc, w zasadzie, czemu by nie obejrzeć pierwszego sezonu? No i zacząłem to oglądać. Pierwszy raz w życiu poczułem więź z ludźmi z telewizora (no, nie licząc Jerry Springer Show i pierwszych stu odcinków Pokemonów, ale to inna brożka) oraz zostałem zmiażdżony scenariuszem na tyle, że po 3 odcinkach dostałem ataku i przez 30 minut turlałem się po dywanie krzycząc w kółko LOST, LOST, LOST. Pierwszy sezon Losta, mogę bez najmniejszych obaw stwierdzić, to najlepsza rzecz w historii telewizji EVER. Wspaniała muzyka, wspaniali aktorzy, bohaterowie i ich flashbacki, cliffhangery lepsze niż w Twin Peaks, po prostu second coming of Jesus Christ.
Potem, o dziwo, nastąpił cholernie dobry, według niektórych jeszcze lepszy, sezon drugi, jednak moim zdaniem zabrakło pewnego składnika, a może i pewien składnik przedawkowano, przez co nie było tej lekkości towarzyszącej nam wraz z 1 sezonem. Ale dostaliśmy za to coraz to bardziej narastający konflikt na linii Locke-Jack i cholernie klimatyczne filmiki Dharmy. Trzeci sezon to sezon, który według niektórych jest ostatnim sezonem dobrym, sezonem który kończy chwałę Losta. Mimo średniego początku sezonu (dobry odcinek na zmianę przeplata się ze słabym), następuje dobre rozwinięcie w środkowej części, aż po genialny finał z epizodem-perełką "The Man Behind The Courtain".
I przyszedł sezon 4, który balansuje między starym, dobrym Lostem, a Lostem, gdzie Damon Lindelof i Carlton Cuse mówią : "-Cholera...Teraz będzie po 16-17 odcinków na sezon... A jeszcze strzeliliśmy sobie samobója tą chatką i tym Jacobem całym... Wiedziałem, żeby nie ufać sugestiom gościa od Horych Doktorów, meh.. I co teraz, Damon ? - Słuchaj, nie martw się, ja będę za wszystko odpowiadał, Ty mi tylko przytakuj, w końcu mam tak wielkie ego i jestem tak cholernie przereklamowany, że na pewno jakoś z tego wybrnę..czy tam wybrniemy". I tak o to po dobrych, sympatycznych epizodach, dostaliśmy finał, w którym kończy się jako taki względny realizm, a zaczyna się science fiction. Do 5 sezonu dotrwali chyba nieliczni, zagorzali fani Losta, w tym i ja. Podróże w czasie, jeszcze większe zagmatwanie i poplątanie, ale ciągle, serial który da się oglądać, bądźmy poważni, a po ostatniej scenie finału - piękna sprawa, zapowiada się wyczepisty finał, największe wydarzenie w historii telewizji.
LECZ NIESTETYYY.....
6 sezon został doszczętnie spartaczony, jakie tam super finały, największe wydarzenia w historii telewizji, gdzie tam, PO CO I NA CO TO KOMU. Dali kilka odpowiedzi, zadali jeszcze więcej pytań, scenariusz w wielu miejscach był słaby jak Grycanki w bikini, ale miał kilka naprawdę fajnych momentów, a przede wszystkim miał Faceta w czerni i Locke`a. A samo zakończenie ? Moim zdaniem pozostaje niedosyt i to duży. Sam strasznie się zawiodłem gdy pierwszy raz go oglądałem, po kilku podejściach uznałem że "łe, ujdzie w tłumie". Damon Lindelof i przytakujący mu Carlton Cuse potem tłumaczyli i zarzekali się, że nienienie, że Lost to serial o ludziach, zagadki i tajemnice to tylko dodatek, smaczek taki, który prawie się nie liczy ani nic. Jasne, to jest serial o ludziach i relacjach między nimi, ale skoro wzbudza się dyskusje wśród milionów ludzi na temat tych zagadek, myślę że widzowie i fani zasłużyli na lepsze zakończenie, a jeśli już nie zakończenie to przynajmniej coś w stylu Missing Pieces, gdzie dowiadujemy się wszystkiego. Pomijam już fakt, że wprowadzanie jakichś bóstw do serialu i kandydatów to ruch bardziej idiotyczny niż najazd Hitlera na ZSRR.
Wielu ludzi nadal zastanawia się nad nierozwikłanymi tajemnicami Losta. Osobiście dałem sobie z tym spokój, faza na Losta minęła, za swoje pierwsze 3 sezony na pewno na stałe gości w moim top 3 serialowym i zawsze z miłą chęcią wracam do tychże sezonów, zobaczyć co tam o Locke`a, Konia Kate, Doktora Jacka "ROBIĘ DZIWNE MINY" Shepharda, jak tam się wiedzie Benowi czy Sawyerowi. I mimo 3 ostatnich sezonów, które załapały formę spadkową, 3 pierwsze sezony to arcydzieła, gdzie znajdzie się humor, dramat, intryga, miłość, śmierć i - co najważniejsze - bohaterowie, z którymi się zżywamy i łączy nas z nimi silna więź.
Zawsze się wzruszam na tej piosence, naprawdę :c
PS: Magda, uśmiechnij się, życie jest piękne, mimo że czasami ssie.
LOST to nie serial tylko kawałek mojego życia... wzruszyłem się
OdpowiedzUsuńMiło przeczytać parę miłych słów o tym genialnym serialu. Szkoda że ledwie 2 lata po zakończeniu większość ludzi już o nim zapomniało. Lost to serial który dosłownie zmienił moje życie.
OdpowiedzUsuńSerial Lost sprawił, że zmieniłem swoją orientację seksualną. Sprawił, że zacząłem jeść warzywa. Sprawił, że postawiłem się w szkole, w wyniku czego przestali mnie nazywać Kupsztajn.
OdpowiedzUsuńMoja więź z Lostem jest silniejsza niż moja relacja z matką. A nawet i z psem. I Rogerem, moim zmyślonym kolegą.
PS. Zgadzam się, najazd Hitlera na ZSRR to głupi pomysł, hahahah
ahaha.
pamiętniczek :)
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze nie widziałam tego serialu:/ Wiem, straszny wstyd zważywszy, jaką popularnością się cieszy, ale jakoś mnie do niego nie ciągnie. Może kiedyś...
OdpowiedzUsuńSerial legenda, serial, który zapoczątkował moją przygodę z produkcjami telewizyjnymi, serial, który całkowicie zmienił mój pogląd na serialowy świat. Od "Zagubionych" wszystko się zaczęło. Może i ostatnie sezony były słabsze, ale to co stworzył Abrams jest niesamowite. Inny świat, który kompletnie oderwał mnie od rzeczywistości. W pewnym momencie chciałem być jednym z zagubionych (który fan nie chciał?). Obok "Sześć stóp pod ziemią" najlepszy serial jaki kiedykolwiek oglądałem, a do tej pory oglądałem ich sporo.
OdpowiedzUsuńBloga dodaję do obserwowanych i oczywiście zapraszam do siebie :)