poniedziałek, 3 października 2011

Omg wtf lol - Black Sabbath : The Greatest Hits


Jak wiecie lub też nie, jestem wielkim fanem Black Sabbath i samej persony Ozziego Osbourne`a. To, co ja dzięki tej muzyce zyskałem jest doprawdy niepojęte, naprawdę, w pewnym okresie mojego jakże krótkiego życia to właśnie ona mi pomogła nie stracić zmysłów i to dzięki niej nie zrobiłem sobie głupstwa. Pomijam fakt, że koncert Ozziego, w Gdańsku, który odbył się 9 sierpnia, przysporzył we mnie tak wiele zróżnicowanych emocji, co ujrzenie mojej babci nago - po prostu nie da się tego opisać, to trzeba zobaczyć, przeżyć, trzeba się spocić i drzeć jak chory umysłowo dzieciak na placu zabaw po ujrzeniu zjeżdżalni i innych dzieciaków.


Przechadzając się niedawno między półkami z płytami w moim ukochanym Media Markt, szukając jakiejś dobrej płyty metalowej (zazwyczaj chodzi tu o Ozziego albo Dio), zauważyłem płyty Black Sabbath, tego, którego niegdyś piosenką Changes uratowało życie i wręcz mnie oczyściło, a do której Ozzy nie raczył wracać w odsłonach swoich nowych płyt. Właśnie wtedy zauważyłem tę płytę, która samą listą utworów uraczyła mnie zgięciem kolan i zwilgotnieniem pewnych miejsc ciała. Fundusze nie pozwalały mi wtedy na kupno tejże płyty (CHOCIAŻ MOŻE I BY MI POZWALAŁY GDYBYM NIE KUPIŁ KOMUŚ PŁYTY SABATONU, TAK, DO CIEBIE MÓWIĘ, DZIEWCZYNO ZŁA), jednak dzisiaj mogłem w końcu dostać w ją swoje ręce. I powiem że warto było czekać i wydać 36.99.



Ta płyta jest idealną płytą i dla fana Black Sabbath, i dla fana Ozziego i dla fana dobrej, starej muzyki, a szczególnie, tak już kompletnie, dla fana starego, starego Black Sabbath, Black Sabbath w najstarszej możliwej formie. Krążek zaczyna pierwotna wersja Paranoid - o wiele spokojniejsza niż ta, którą Ozzy śpiewa niezmiennie od 1980 roku, czyli rozpoczęcia solowej kariery. Strasznie mnie śmieszy i ja po prostu nie umiem pojąć tego, że Paranoid został ostatnim nagranym kawałkiem "po to żeby wypełnić wolny czas na płycie" i że został on stworzony w zaledwie jakieś 30 minut. Kiedyś zapchajdziura, dzisiaj legenda. Następne co nas czeka to Iron Man, niezmieniony, ostry i ciężki. Później coś spokojniejszego i wolnego, kto wie, może i skłaniającego do przemyśleń, wcześniej wspomniane przeze mnie Changes. Potem same klasyki - Fairies Wear Boots (Ozzy do dziś mówi że musieli być cholernie naćpani gdy pisali tekst tej piosenki), potępiający wojnie w Wietnamie War Pigs, Never Say Day z ostatniej płyty Black Sabbath z Ozziem jako wokalistą i znowu tępiący wojnę utwór - Children of the Grave.


Pod numerkiem ósmym kryje się jedno z najoryginalniejszych dzieł - The Wizard, który według wielu, wielu ludzi ma jeden z najbardziej tandetnych tekstów piosenki ever. Kolejne kawałki to kolejne klasyki, Snowblind traktujący o kokainie i Sweet Leaf - piosenka o cudownym działaniu trawki. I jeśli czyta nas teraz jakiś zapalony ogrodnik i już chce jakoś używać swojego zielonego chodniczka przed domem - nie o taką trawkę mi chodzi, panie ogrodniku :C  Utwór z debiutanckiej płyty zespołu, Evil Woman (pozdrawiam moją byłą, HEHEHE, ŻARTUJĘ OCZYWIŚCIE), spokojne Sabbath Bloody Sabbath, wzbudzający (i to naprawdę) dreszcze pierwszy tytuł kapeli - Black Sabbath i moje ukochane, jeszcze w swojej starej, wolniejszej wersji N.I.B. - czyli historia o tym, jak to sam Lucyfer się zakochał.

Czemu chciałbym być płytą Black Sabbath : The Greatest Hits ? Dlatego bo : miałbym fajną okładkę, miałbym same klasyki w sobie, wzbudzałbym wzwód kolana u właściciela bloga Spectacular !, a także byłbym idealnym podarunkiem dla fana, jak to lubię określać, metalowego rocka i byłbym w przystępnej cenie. 14 kawałków, które są warte każdych pieniędzy.

1 komentarz: