niedziela, 30 października 2011

Panu Hoffmanowi podziękujemy - Bitwa Warszawska 1920


Polska kinematografia. Polskie "gwiazdy". Polska historia. Pomyślmy, co by było, gdyby połączyć takiego reżysera jak Jerzy Gruza (pan od "Gulczas, a jak myślisz?" czy "Yyyyyyrek i kosmiczna nominacja"), gwiazdę pokroju Kasi Cichopek i Krzysztofa Ibisza oraz jakieś wydarzenie z historii Polski, dajmy na to chrzest z 966 roku. Nakręćmy film, wrzućmy jeszcze kilka piosenek żeby nie było ponuro, chrzest w ogóle dajmy na 16. plan, na pierwszym postawmy miłość i wrzućmy jeszcze 3D i oczekujmy na przypływ pieniążków ze szkół.  I taka jest właśnie Bitwa Warszawska, ja nawet bym nie musiał więcej już nic nie opowiadać ani besztać, na tym powinniśmy skończyć. Ale, ALE, jako że mój jedyny wierny fan wyczekuje moich postów niczym na drugie przyjście Jezusa, no to przykro mi, ale nie mogę go zawieść. Szczególnie że wysyła mi sprośne liściki i czekoladki.



Plakat promujący tenże film jest jednym wielkim kłamstwem w ogóle, tam nie ma prawa bytu widnieć napis "BITWA WARSZAWSKA 1920", tylko "SŁABA HISTORIA MIŁOSNA Z NAWIEDZONĄ NATASZĄ", a pod tym tytułem można by umieścić napis "Jak się dobrze przyjrzysz, ujrzysz Bitwę Warszawską". Ja wiem i rozumiem, film musi mieć jakąś fabułę, nie samą wojną człowiek żyje, w ogóle to mi się coś tak zdaje że scenariusz do tego filmu napisały dzieci z autyzmem. Jerzy Hoffman przyszedł sobie do szkoły specjalnej, dał im kredki, karteczki, długopisy i powiedział A NARYSUJCIE COŚ, NAPISZCIE DZIECIĄTKA MOJE. I one takie niepewne aczkolwiek uradowane zaczęły tam coś bazgrać, jedno dziecię namalowało dziadka myjącego się w miednicy, drugie dziecię erotyczną wizję z Nataszą Urbańską, a jeszcze inne martwych ludzi. Pan reżyser uznał, że powstała wspaniała historia, poskładał to w losowej kolejności i tak miał już połowę całej produkcji.

Trzeba było jeszcze zatrudnić aktorów i dać im pole do popisu. O ile drugi plan wypada celująco, idealnie i ojezu ojezu, to o tyle pierwszoplanówki - Szycu i Urbańska - są dobrani tak padacznie, że w pewnym momencie filmu nawet moja pani od polskiego schowała by twarz w dłoniach i użyła łaciny, to więcej niż pewne.  Nataszka jest takim drewnem kłodą, a dialogi były tak rozbudowane, że seryjnie myślałem iż znalazłem się na kinowej wersji Trudnych Spraw. Borysowi nawet dobrze idzie gra aktorska, ma swoje plusy i minusy. Muszę chyba przyznać, że ludzie nadal widzą w nim "gościa od tych komedii o testosteronach i innych seksach", przez co nie jest mu łatwo odnaleźć się w tych bardziej poważnych rolach.

Plusy są trzy - adekwatnie do oceny nawet - drugi plan, jako tako sceny bitew i, o dziwo, efekty 3D, którego jestem wielkim ale to wielkim przeciwnikiem. Tym razem oglądało się wyjątkowo dobrze, nie było to na siłę czy tylko po to "żeby było". Pierwszy polski film w 3D można zaliczyć do udanych, ale tylko i wyłącznie pod względem efektów.

To dzieło ma swoje momenty, które od razu mijają i są zastępowane głupimi żartami czy nielogicznościami. Gdyby chciano zrobić parodię tej produkcji, to jest to zwyczajnie niemożliwe, bo sama w sobie jest parodią.
Podsumowując : film głupi jak stado jeleni bez poroża, lecz z workami po ziemniakach na łebkach.

1 komentarz:

  1. Chryste Panie ten film to jakas porażka!
    Byłam widziałam i żałuję, w tamtej chwili jedynie alkohol w torebce zatrzymywał mnie w sali kinowej, w innym przypadku wyszłabym.

    OdpowiedzUsuń