środa, 24 grudnia 2014

RANKER #1 - Ulubione seriale (10-1)




Czyżby Kyś w końcu ogarnął swój leniwy tyłek i po bodajże po 6 miesiącach (PÓŁ ROKU) zakończył ten nieszczęsny ranking? Wiem na pewno, że przy następnym rankingu najpierw go zrobię w całości, a potem podzielę na części....

#10
Nienawidziłem Świata Według Bundych. Nienawidziłem polsatowskiego lektora w postaci głosu Tomasza Knapika, nienawidziłem nieśmiesznego humoru występującego w tym serialu, Peggy mi się podobała bardziej od Kelly, a Al wydawał mi się nierealistyczny. A potem urosłem, wszystko zrozumiałem i to, co opisałem powyżej, dzisiaj jest kompletną odwrotnością. Po 11 sezonie serial został anulowany przez stację, choć i tak zarówno twórcy jak i aktorzy spodziewali się, iż nastąpi to w trakcie 1 sezonu. Ostatnio mówi się o spin-offie, który miałby opowiadać o dorosłym życiu Buda Bundy, ale umówmy się - czy jest to potrzebne? Według mnie nie.

#9
Leslie Nielsen był i jest jedną z moich inspiracji, jeśli mowa o humorze. Wypowiadanie najbardziej idiotycznych kwestii na świecie z kamienną miną i niesamowitą powagą - no proszę was, nie znam żadnego aktora, który robiłby to z taką lekkością jak on. Bogu dzięki, że świętej pamięci już Nielsen przyjął niewielką rolę w filmie Czy leci z nami pilot?, bo występ tam rozpoczął reakcję łańcuchową, dzięki której Nielsen jest dziś pamiętany jako jeden z najlepszych komediowych (a nie dramatycznych, jak wpierw zakładał) aktorów, jacy stąpali po tej ziemi. Dzięki Airplane! powstało Police Squad, które jest niczym innym jak serialowym pierwowzorem legendarnej Nagiej Broni.

#8
Kurde faja! Pojebana akcja! <drineczek>. I na tym w zasadzie mógłbym zakończyć opisywanie tej produkcji. To jeden z najbardziej prostackich, głupich, a zarazem niesamowicie wyjątkowych i dobrych seriali, jakie znam. I co jakiś czas mam rozkminę, czego to zasługa, skąd ten fenomen - czy to przez trójkę głównych bohaterów porytych w czerep, czy charakterystyczny typ kręcenia al`a dokument czy może też ten genialny, genialny lektor ze stacji Comedy Central? Podejrzewam, że wszystko. Chłopaki z baraków zajmują specjalne miejsce w moim serduszku.

#7
Cokolwiek napiszę w tym punkcie, będzie mi towarzyszył swego rodzaju wstyd. Bo gdy po wigilii dwa lata temu, mój starszy brat zapoznał mnie z pierwszym sezonem Spartakusa (a towarzyszyło temu również pierwsze spotkanie mej osoby z dzisiaj już dobrym kolegą, Jasiem Wędrowniczkiem oraz jego partnerką, Coca Colą), to kompletnie wsiąkłem w ten świat. Temat niby oklepany, nudny, bo ile razy już była mowa o Spartakusie i powstaniu wojowników to można liczyć i liczyć - ale tutaj serwują nam to w genialny i emocjonujący sposób, ze świetnymi aktorami, wątkami pobocznymi, scenami walki i tak dalej, i tak dalej. Dlatego tym bardziej wstydzę się przyznać do faktu, że wciąż nie ruszyłem  kontynuacji tego serialu, to jest Wojny Potępionych i Zemsty. Chyba obawiam się, że przez brak Whitfielda (Spartakusa, aktor zmarł na raka po I sezonie) to już nie będzie to.

#6
The Office US jest amerykańską odpowiedzią na pierwowzór brytyjski (swoją drogą bardzo dobry). Nie wiem czemu, ale trudno mi jest pisać o tej produkcji. Za dużo do opisywania tutaj nie ma, po prostu trzeba przekonać się na własne oczy, czy to jest wasz typ humoru czy też nie. Operowanie niezręcznymi sytuacjami w tym serialu to istne mistrzostwo, a jako ciekawostkę dodam, iż Michael Scott (grany przez Steve`a Carella) jest ponoć dość podobnym do mnie - i nie jestem do końca pewien, czy to był komplement czy zarzut.. Również znajduje tu potwierdzenie teza, którą wysnułem jakiś czas temu - najlepsze seriale komediowe są stylizowane na dokument. Jak już w to wejdziecie, to będziecie chcieli cieszyć się tym jak najdłużej (that`s what she said...or he).


#5
O Lostach pisałem już w tym miejscu i podtrzymuję to, co jest tam napisane - od 3 sezonu robi się już, niestety, szajs, który apogeum osiąga podczas zakończenia serialu. Mimo wszystko, był to mój pierwszy serial "od deski do deski", a 1 sezon Zagubionych niezmiennie uważam za twór idealny, najlepszy produkt, jaki telewizja miała zaszczyt widzieć.

#4
Przyjaciół zna każdy. Zapewne nie każdy lubi, ale fenomen ten dosięgnął każdego. Oczywiście, nie mam innego wyboru jak wyśmiewać ludzi, którzy sądzą, iż HIMYM jest lepsze (kiedyś się natknąłem nawet na babeczkę, która nazywała Friendsów podróbką HIMYM). W Polsce leciał na wielu stacjach, jednak najbardziej pamiętna jest chyba emisja na Canal+, gdzie to zamiast lektora czy napisów zastosowano... tak, zastosowano dubbing. Ostatnimi czasy co raz częściej mówi się o reunionie w postaci filmu, ale może lepiej będzie, jeśli zadowolimy się takimi spotkaniami aktorów jak to tutaj czy tutaj.

#3
Ustalmy fakty. Oz jest najlepszym serialem o więzieniu. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że od początku do końca dzieje się w więzieniu (pozdrawiam Skazanego na śmierć). Jest pierwszym serialem godzinnym stacji HBO. W Polsce jest właściwie w ogóle nieznany, a hasło OZ kojarzy im się z Dorotką i czarnoksiężnikiem. A szkoda, szkoda, wielka szkoda, bo to jeden z najlepszych seriali, jakie widziały światło dzienne z popierdzielonymi akcjami (sranie do ust, krzyżowanie żydów, gwałty). Czasami ma pewne przestoje, ale mnogość wątków (mój osobisty ulubieniec to konflikt na linii Vern-Beecher) i postaci sprawia, że w każdym epie znajdzie się coś ciekawego dla każdego.

#2
Wiecie, czemu mają takie nietęgie miny? Bo przez lata byli na pierwszym miejscu i mają do mnie żal, że już nie są. Ale nie powinni, bo do Rodziny Soprano systematycznie wracam, ba, nawet teraz jestem w trakcie re-watchu serialu i wciąż nie mogę się nadziwić, jaki świetny jest to dramat. A moja przygoda z tym serialem rozpoczęła się przez moje ży... przez moją ekonomiczność*, a jakże - w pewnym sklepie internetowym pierwszy sezon był do wyłapania za 5 dych, kupiłem, oglądnąłem i wsiąkłem. Najmocniejszym punktem bez wątpienia jest obsada, na czele z fenomenalnym Jamesem Gandolfinim (ostatni film z tym aktorem, Brudny Szmal, miał mieć premierę 5 grudnia, ale ani widu ani słychu, przynajmniej u mnie). No i to zakończenie...

#1
 All hail to the king, jak głosi napis na plakacie 5 sezonu Breaking Bad. Pamiętam, jakie rozterki miałem z moim przyjacielem podczas finałowego sezonu przygód Heisenberga - czy strąci Tony`ego z pierwszego miejsca? Po scenie finałowej (My baby blue...) nie miałem wątpliwości, że to Mr. White zasługuje na złoty medal. Odważna, świeża i niesztampowa produkcja. Warto nadmienić, iż druga część sezonu 5 leciała równolegle z finałowym sezonem Dextera - oba oglądałem i poziomem scenariusza (w tym i sposobu, jak zakończyli oba seriale) różnią się tak, jakby porównywać Beethovena z Miley Cyrus. Chyba wiadomo które jest które i nie trzeba niepotrzebnie wyjaśniać, kto oglądał ten wie. A już niedługo, bo bodaj w lutym 2015, premierę będzie miał spin-off Breaking Bad - opowiadający o życiu Saula Goodmana zanim ten poznał Walta i Jessiego. Zasłużone pierwsze miejsce. Prawda, panie White?






Prawdopodobnie pogrążam sam siebie jeszcze bardziej z tym rankingiem, ale to nie koniec - pojawi się jeszcze jedna część, swoisty suplement, w którym krótko napiszę o serialach, które wciąż oglądam, a które zapewne znalazłby się w tym rankingu oraz serialach których jeszcze nie oglądałem, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że gdy to już zmienię, to się w rankingu by znalazły.

Wesołych Świąt, moi kochani czytelnicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz