środa, 6 kwietnia 2011

Zestawienie Zombie Movies,część 1



Jakiś tydzień lub dwa temu zacząłem przypominanie sobie zombie filmów, ale także pisanie tegoż zestawienia. Napisałem dużo, ale w jakiś magiczny sposób zostało tylko to :

"Trzy największe koszmary dzieciństwa u większości dzieci :
a) Całusy od babci z wąsikiem
b) Śniadania w przedszkolu/zerówce
c) Zombiaki chcące jeść mózgi.
Jako iż przyczyny pierwszych dwóch koszmarów są raczej oczywiste, przybliżę trzeci koszmar. A jest co przybliżać... Oj jest."

Więc nie będę się męczył z jakimiś naukowymi wstępami, po prostu napiszę to co wyżej i przejdę do rzeczy. A więc :


Trzy największe koszmary dzieciństwa u większości dzieci :
a) Całusy od babci z wąsikiem
b) Śniadania w przedszkolu/zerówce
c) Zombiaki chcące jeść mózgi.
Jako iż przyczyny pierwszych dwóch koszmarów są raczej oczywiste, przybliżę trzeci koszmar. A jest co przybliżać... Oj jest.

(Nie będę zajmował się tytułami przed 1960, których jest mało, czy też tytułami mało znanymi. W końcu wszystkich filmów zombie nie da się omówić)

Pierwsza trylogia pana Romero


Noc żywych trupów z 1968 roku jest oficjalnie uważana za pierwszy film z zombie, lecz paradoksalnie sam reżyser twierdzi że gdy kręcił ten film, nieboszczyków chcących jeść mózgi miał raczej bardziej za coś w stylu ghuli. Drugą ciekawostką jest fakt, że już przed pierwszym dziełem pana Romero, były kręcone filmy z zombie, jednak koniec końców to Night of the living dead jest powszechnie uznawany za pierwszy zombie film. Jest też pierwszym filmem, w którym Afroamerykanin gra główną rolę. Wraz z kolejnymi filmami można się przekonać, że George Romero jest baardzo poprawny politycznie.Film mimo upływu lat, nadal ma klimacik (będę o tym mówił przy każdym filmie Romero, więc się przyzwyczajcie). Straszyć raczej nie straszy, z opinii mych znajomych bardziej śmieszy, ale do pokazania młodszemu bratu i wystraszenia go jest w sam raz. Romero reklamował ten film przy pomocy rozstawiania karetek przy kinach, w razie gdyby któryś z widzów dostał ataku serca ze strachu. Dziś film można swobodnie oglądnąć sobie na YouTube, gdyż Romero nie zabezpieczył filmu prawami autorskimi.

Po nocy przychodzi świt. A gdy przyszedł, stał się najlepszym filmem George`a Romero. Przynajmniej tak mi się wydaje. Bo Świt Żywych Trupów z 1978 roku jest absolutnie klimatycznym dziełem z naprawdę oryginalną i wręcz genialną muzyką i fajnymi zombie. Owszem, film jest chyba najmniej straszny z trylogii, ale nie można zaprzeczyć że do braku tej grozy, przyczynił się element groteski. Hare Krishna Zombie to dzisiaj jeden z najsłynniejszych zombiaków. Pochwalę się, że jestem szczęśliwym posiadaczem figurki wyżej wymienionego potworka. Charakterystyka nieboszczyków jest na pewno lepsza niż w 1 części, lecz można przyczepić się do niebieskiej skóry zombiaków. Do historii filmów gore przeszły sceny w bloku mieszkalnym, na który najeżdża SWAT.

A po świcie nadchodzi dzień. I o ile charakterystyka zombie jest chyba najlepszą  ze wszystkich filmów Romero (w pełni zasłużony Saturn), to historia może wydawać się nieco słabsza dla niektórych. Słabszą historię w pełni rekompensuje niesamowity klimat. Tak, to samo mówiłem w dwóch poprzednich przypadkach, tyle że tu jest to mocniejsze. Opuszczone miasto, a raczej martwe miasto, klaustrofobiczna atmosfera czy zombiak o imieniu Bub. Dwie sceny, może jedna nawet, mogą się wydawać zabawne, co o ile w wypadku Świtu wyszło dobrze, to o tyle produkcji z 85` tylko zaszkodziło. Tak czy inaczej, film należy do klasyki gatunku i wracam do niego z miłą chęcią. Produkcja według niektórych jest ostatnim dobrym zombie-movie pana Romero. Pewne jest to, że w dobry sposób kończy starą trylogię.

Trzy remake`i, 2 sukcesy, 1 gniot


W 1990 roku, pewien znany pan, Tom Savinii (ten sam który był odpowiedzialny za charakteryzację m.in. w Świcie żywych trupów z 78`) zdobył się na heroiczny czyn podjęcia się próby zrobienia remake`u Nocy żywych trupów (przy której miał brać czynny udział, lecz musiał wyjechać do Wietnamu, jako fotograf). Większość opinii jest zgodna - remake przerósł oryginał. I sądzę tak samo. Bo nie dość że jest to nowsza wersja i tak świetnego filmu, aktorzy są lepsi, to charakterystyka zombie jest lepsza. Także zakończenie uległo zmianie. Mistrz charakterystyki dokonał niemożliwego, bijąc oryginał Romero. Mogę szczerze przyznać, że Night of the Living Dead z 1990 roku jest moją ulubioną produkcją z zombie.


W 2004 roku zaś, za remake Świtu żywych trupów wziął się znany i lubiany Zack Snyder, debiutując na dużym ekranie. Tym razem nie było tak różowo, jak w wypadku projektu Saviniego, aczkolwiek i tak nadal produkcja trzyma poziom. Snyder urozmaicił pierwowzór - zombie tutaj biegają (mimo że jestem przeciwnikiem szybkich zombie, to jednak tutaj ładnie to wyszło), dodał kilkoro bohaterów, w wyniku czego ogólnie zacnie się to prezentuje. Ciekawa produkcja, z fajnym zakończeniem, które ciągnie się przez napisy końcowe.
Warto zaznaczyć iż w rolach epizodycznych pojawiają się aktorzy z oryginału - Ken Foree i Tom Savini. Dobra odmiana, jeśli znało się tylko i wyłącznie stare filmy z wolnymi zombie.

A w 2008 roku nadszedł kataklizm. Nadeszła apokalipsa. Remake "Dnia żywych trupów", który nie miał nic wspólnego z oryginałem. Gdy zaczynałem oglądanie tego filmu, miałem nadzieję na dobry film. Jeśli jesteście mądrzy, to już zapewne się zorientowaliście, że nie był dobry. Był okropny. W skrócie mówiąc :
-Zombie biegające po ścianach
-Zombie wegetarianin
-Zakochany zombie
-Zombie który jest zakochanym wegetarianinem
Ogólnie rzecz biorąc - gniot.

Dwaj współcześni królowie komedii w świecie zombie





Rok 2004 obfitował w produkcje zombie. Powstał remake Świtu żywych trupów, także gotowa była część nowej trylogii Romero - Ziemia żywych trupów, ale ze względów czysto marketingowych premiera została przesunięta o rok.. Ale powstała też brytyjska komedia - Wysyp żywych trupów. Komediowy duet - Nick Frost i Simon Pegg miejscami może bawić do łez. Nie wspomnę o wielu  mrugnięciach okiem do widza - m. in. nawiązanie do pierwszego filmu Romero. Naprawdę dobra komedia romantyczna z zombie w tle. A raczej doobry zombie movie z komedią romantyczną w tle. + Niezapomniana scena w barze, przy akompaniamencie genialnego Freddiego Mercury. Co tu więcej mówić, polecam i przejdę płynnie do następnego tytułu, do...


...stworzonego w 2009 roku "Zombieland". Na początku pozwolę sobie wtrącić : obsada tego filmu jest genialna i wyważona. Szczególnie piękna Emma Watson..a, nie, chwila...Emma STONE, przepraszam, za dużo Harrego Pottera. Film idealnie nadaje się dla ludzi którzy panicznie boją się zombie i wierzą, że zombie może stać się rzeczywistością - albo nabiorą dystansu, albo zapiszą sobie zasady jak postępować w razie apokalipsy zombie, które przewijają się podczas całego filmu. Dodam także, że epizodyczną rolę zagrał Bill Murray, jako on sam. Produkcja przyjęła się bardzo dobrze wśród widzów, z tego też powodu kręci się już druga część. Reżyser filmu przyznał, iż do nakręcenia Zombieland zainspirował go Wysyp żywych trupów. Ach, te powiązania.




Na razie żegnamy się z zestawieniem filmów zombie, które powróci najprawdopodobniej w przyszły weekend. Ogólnie to piszę go z dwóch powodów - kocham zombie movies, to raz. A dwa - Camillo, mój wierny kompan w świecie for o tematyce serialowej, już jakiś czas temu prosił mnie o przybliżenie mu tematyki zombiaków, gdy to zakochał się w serialu Walking Dead. Także Camillo, mimo iż wiem że nie wchodzisz na moj blog, oto notka, notki, specjalnie dla Ciebie :D

A na koniec jeden z wielu świetnych utworów z Dawn of the Dead z 78`.

5 komentarzy:

  1. Witaj, podoba mi się artykuł. Nie rozumiem tylko powtórzenia punktów a,b,c z wstępu ;)
    Wymienienie wszystkich filmów o zombie (nie tylko powyżej 1960r. - o ile jakieś jeszcze są, a są) z pewnością wzbogaci treść.
    Nie pamiętam jak tu trafiłem, to pewnie już więcej nie zawitam ale pozdrawiam i życzę sukcesów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ma na imię Monika Brodka?

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepsze dzieło w dorobku Romero to nie Dawn of the Dead, ale genialny Martin.

    Co do remake'u "Nocy..." - napisane bardzo lakonicznie i bez konkretnych argumentów. Nadal nie wiem, co takiego fajnego w tej szmirze, oprócz popisowych efektów specjalnych mistrza Saviniego i niezłej charakteryzacji. Ja rozumiem, że stylistycznie film może być docelowo kiczowaty, że z założenia autora może przypominać kino klasy B, ale to co dostaliśmy w przypadku wersji z '90 roku to po prostu gniot. Nędznym aktorskim staraniom ludzi wcielających się w główne postaci daleko nawet do poziomu reklamy proszku do prania. Gdzie tu widzisz tych "lepszy aktorów"? Produkcję broni jedynie nazwisko Saviniego. Ja traktuję ją z dystansem - jako smaczek dla fana tematyki zombie.

    ''W 2004 roku zaś, za remake Świtu żywych trupów wziął się znany i lubiany Zack Snyder, debiutując na dużym ekranie. Tym razem nie było tak różowo, jak w wypadku projektu Saviniego, aczkolwiek i tak nadal produkcja trzyma poziom.''

    - Tu zaś mamy całkiem wiarygodnych aktorów, świetny (jak na zombie movie) scenariusz, wyraziste postaci, masę smaczków (tak jak wspomniani Savini i Foree), genialny montaż (samo intro z podziwem oglądałem z 20 razy), soundtrack (Johnny Cash w intrze, a później cukierkowa wersja Down with the Sickness Disturbed :) ), REALIZM, wiarygodność zachowań bohaterów i tak dalej i tak dalej. Byłem nastawiony sceptycznie, tymczasem film trafia do mojej top 5 zombie movies.

    Rozumiem, że remake Nocy w wersji Saviniego może ci się podobać (sentyment i te sprawy), ale nazywanie go udaną produkcją to bluźnierstwo i filmowa ignorancja. Poprzeczka, choć ustawiona przez wersję z 68 roku bardzo nisko, okazała się nie do przeskoczenia dla Saviniego. Przykre. Ale czy on zamierzał rywalizować z kumplem Romero? Wątpię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Noc Żywych Trupów do dzisiaj robi wrażenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Polecam francuski "La Horde" :) Radzę nie sugerować się niską oceną na FW, raczej obejrzeć samemu i wyrobić sobie opinię.

    OdpowiedzUsuń