sobota, 14 stycznia 2012

Osz Ty w życiu.. - W Ciemności


Wróciłem po przerwie świątecznej i od razu zabieram się za nowość, polską nowość, która albo sprawi, iż w głowie powstanie nam myśl "Dobra, polskie kino znowu wchodzi na właściwe tory, więcej takich filmów, mniej szyco-podobnych" albo uświadomi nam, że po wielkim "poo-poo" (postanowienie noworoczne : mniej niecenzuralnych słów w 2012) w postaci "Bitwy.." Jerzego Hoffmana, kolejny stary, dobry reżyser zawiódł. Okazało się że w przeciwieństwie do " Bitwy Warszawskiej 1920 ", Pani Agnieszka Holland MIAŁA scenariusz, dobrych aktorów i najważniejsze - talent, który towarzyszy jej od początku kariery reżyserskiej.



Produkcja wraz z "Listą Schindlera" i "Pianistą" tworzy idealną trójkę o tych cholernie przykrych ale prawdziwych wydarzeniach, jakie miały miejsce w Polsce. I ja już na początku was przestrzegam, nie popełniajcie mojego błędu i nie kupujcie na ten film popcornu. Ja kupiłem, to całe szczęście że zjadłem 3/4 w czasie godzinnych reklam kolejnych dziwnych filmów z Sarah Jessica Parker i innymi końmi. Jest w nim kilka scen, podczas których nie myśli się o jedzeniu. I szczerze mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł żeby zrobić film o Auschwitz....I aż sprawdziłem właśnie teraz czy ktoś czasem nie wpadł na ten pomysł. Okazuje się że wpadł, nasz ukochany pan reżyser, Uwe Boll, znany też jako "Lubię robić złe filmy na podstawie gier, jestem Niemcem, nienawidźcie mnie podwójnie". Może wyjść niespodziewanie dobrze, albo tak, jakby to zrobił Uwe Boll.

"W ciemności" cechuje szczegółowość i przygotowanie aktorów. Gwara lwowska, język niemiecki, jidysz, polski, jeśli chodzi o te aspekty, które dodają filmu realizmowi, a nieczęsto są doceniane przez widownię, jest prawie że idealnie. Prawie, bo tak jak dobrym rozwiązaniem są napisy, tak niekiedy trudno zrozumieć co mówią aktorzy, a napisy mimo wszystko się nie pojawiają. Moi kinowi towarzysze narzekali, że czasami nudno, że dłuży się film, a moja ukochana przyjaciółka powiedziała że "za dużo scen erotycznych" (dlatego nie jest na liście potencjalnych kandydatek gdy będę singlem...a i tak rokuję że szybko to nie nastąpi). I jest w tym wszystkim trochę racji, muszę przyznać. Gra aktorska jest na naprawdę wysokim poziomie, film, jeśli się nie zna historii Leopolda Sochy, trzyma w napięciu i się człowiek zastanawia, co się stanie. To dzieło w pewnych momentach spowoduje u was reakcję "No nie..", "O Jezu..." albo "<opiera czoło o dłoń i wzdycha>", a na pewno zostanie w waszej pamięci na długo. Jest ciężki, podejmuje ciężki temat i to trzeba przyznać.

Prawie rok temu, pisząc recenzję "Sali samobójców", patrzyłem w przyszłość kina polskiego jak na coś, co idzie w dobrym kierunku. Wymieniane wtedy przeze mnie produkcje reklamowane na wielką skalę albo zawiodły ("Jeż Jerzy" i "Edyta Herbuś z karabinem 1920") albo nie miały jeszcze premiery ("Hardkor 44"). Okazuje się, że wspaniała Pani Holland nakręciła film, o którym nie słyszałem prawie w ogóle i zanim dotarłem do kina myślałem że to jakiś "another scary movie with a kids/faires/zombies/edytas bartosiewiczs", nakręciła film tak dobry, żeeee..osz Ty w życiu. Ja powiem tak, kończąc już : panu Wajdzie i panu Hoffmanowi podziękuję, pani Holland po Oscara, wy do kina, a ja już czekam na początek roku 2013 i kolejną polską perełkę kinematografii.

A, a już za tydzień wyczekujcie recenzji "Dziewczyny z tatuażem" Davida Finchera.

5 komentarzy: